Luston
Dawno, dawno temu, kiedy ani Ciebie, ani mnie nie było jeszcze na tym świecie, ani nawet Twoich rodziców, ani dziadków, czy też nawet pradziadków, zdarzyła się pewna historia, o której chciałabym Ci dzisiaj opowiedzieć.
Sroga zima nadciągnęła do miasta Luston. Nigdy wcześniej nie było takiej zimy w tej okolicy, dlatego ludzie i zwierzęta byli przerażeni: brakowało jedzenia, wody, ciepła i wsparcia dla wszystkich. Śnieg pokrył domy, drogi i drzewa, a lód skuł jeziora , rzeki i studnie. Każdy troszczył się o siebie, robiąc zapasy na kolejne miesiące, bo nikt nie wiedział, jak długo mrozy i śniegi zagoszczą w tej okolicy. Wyjątkiem był jeden chłopiec – Michał, który oddawał wszystko co miał swoim przyjaciołom - mieszkańcom pobliskiego lasu Iston.
Za każdym razem, kiedy udało mu się zabrać cos z dworu, na którym mieszkał, zamiast zjeść samemu, gnał co sił do Iston, aby wesprzeć swoich znajomych. Wszystkie zwierzęta i rośliny kochały Michała, bo wiedziały, że w każdej sytuacji mogą na niego liczyć. Chłopiec każdego dnia przychodził z choćby odrobiną jedzenia, rozpalał ognisko, żeby wszyscy mogli się ogrzać i napić cieplej wody, opatrywał ich rany, a co najważniejsze wspierał ich i dawał miłość.
Jednakże pewnego dnia nastało wielkie poruszenie wśród mieszkańców lasu, bo od trzech dni nikt nie widział Michała. Drzewa szumiały o jego zniknięciu a zwierzęta biegały szukając swego wybawcy, jednakże nikt nie wiedział, co się z nim stało. Wierzby płakały, jodły i świerki ze zgryzoty straciły wszystkie igły, sarny postanowiły zapaść w zimowy sen, a z kolei niedźwiedzie obudziły się z niego. Wszystko stanęło na głowie!
I pewnie wszyscy jesteście ciekawi, co stało się z Michałem. No cóż… Gdyby on sam wiedział, co się stało… Po prostu pewnego dnia obudził się w kompletnych ciemnościach, zupełnie sam, w zimnym tunelu, a na jego wołanie odpowiadało jedynie echo…
Powoli zaczął przypominać sobie, co się stało: idąc do lasu spotkał starszą kobietę, która poprosiła go o kromkę chleba i odrobinę wody. Michał miał tylko dwie kromki chleba, które jakimś cudem udało mu się schować po królewskiej kolacji, oraz pół butelki wody z dnia poprzedniego i to wszystko zamierzał podzielić między mieszkańców lasu, ale mimo tego chętnie zaoferował kobiecie poczęstunek. Ona jednak zaczęła wybrzydzać:
- Oooo masz tylko chleb i wodę, a ja wolałbym coś więcej! Na pewno chowasz coś w swoich kieszeniach. No pokaż, co tam masz, pokaż natychmiast!
- Naprawdę nie mam nic więcej. To wszystko, co udało mi się zgromadzić. Niosę to dla moich przyjaciół, którzy czekają na mnie, bo nikt inny ich nie wspiera. Oni beze mnie umrą.
- Daj spokój! Tak naprawdę możesz wynieść z dworu o wiele więcej jedzenia niż Ci się wydaje. Nie udawaj, że król głoduje. Przecież wszyscy wiemy, że pławi się w dostatku, podczas, gdy my przymieramy głodem. Jeżeli za godzinę nie dostarczysz mi plecaka pełnego jedzenia to poznasz moją moc.
- Uwierz mi proszę, nasz król, najwspanialszy władca, już rozdał wszystkie swoje zapasy i teraz na dworze też nie ma co jeść. Wszyscy musimy oszczędzać i cieszyć się tym, co mamy.
Na te słowa niepozorna staruszka nagle zmieniła się w okropną wiedźmę, która zaczęła na prawo i lewo ciskać piorunami. Niebo błyskało, drzewa uginały się pod wpływem porywistego wiatru, a śnieg tworzył zaspy nie do przebycia. Michał próbował uciec, lecz nogi grzęzły w śniegu, wiatr pchał do tyłu, a pioruny oślepiały. W końcu chłopiec przestał widzieć cokolwiek, wciąż nie mógł przecisnąć się do przodu, lecz nie czuł już porywistego wietrzyska ani przeszywającego zimna.
W zamian tego poczuł coś dziwnego na swojej skórze: cos jakby futro… Za każdym razem, kiedy dotykał swojego ciała napotykał na puszyste, aksamitne, ciepłe „coś”. W pierwszej chwili pomyślał, że ktoś okazał się być tak dobrodusznym i podarował mu wspaniałe okrycie wierzchnie, ale wkrótce uświadomił sobie, że to coś zupełnie innego, bo kiedy próbował sięgnąć do swojego plecaka, okazało się, że go w ogóle nie ma, a ręce nie są sprawne tak jak zawsze i w ogóle jakieś dziwne, zimne i mokre ściany blokują jego ruchy. Po dłuższej chwili uświadomił sobie, że nie ma już ludzkiego ciała i znajduje się pod ziemią. Na początku Michał wpadł w panikę i z trudem zaczął łapać powietrze, a jego ręce i nogi wykonywały bezwładne ruchy, tak jakby ktoś dopiero uczył się pływać i machał nimi na oślep. Nagle zaczął słyszeć tysiące głosów: od pełzania dżdżownicy, przez kiełkujące rośliny, aż do dźwięku płatków śniegu opadających na powierzchnię ziemi. Zaczęło go to wszystko przerażać, zwłaszcza, że jego węch również był nadmiernie wyostrzony i czuł nawet zapach dymu unoszącego się z dworskich kominów.
Po kilku godzinach udało mu się poukładać wszystko w głowie: przypomniał sobie wiedźmę, jej groźby i stwierdził fakt, iż został zamieniony w kreta.
- Hmmm… nie jest tak źle – pomyślał Michał – teraz wystarczy tylko wydostać się na powierzchnię, odnaleźć wiedźmę i zmusić ją do odczarowania mnie! Bułka z masłem. Przecież jestem kretem, wiec spokojnie mogę wydrążyć tunel, a później to już moi przyjaciele mi pomogą – i żwawo zabrał się do roboty. Na początku szło mu okropnie: ręce i nogi odmawiały posłuszeństwa, ziemia dostawała się do oczu, a tunele zamiast prowadzić ku górze, opadały w dół. Pierwszy dzień zakończył się niepowodzeniem, tak samo jak drugi i trzeci, ale czwartego dnia kret Michał doszedł do takiej perfekcji, jakby całe swoje życie spędził pod ziemią drążąc tunele. Niestety za nic w świecie nie mógł przebić się przez powierzchnię ziemi. Za każdym razem, kiedy myślał, że w końcu uda mu się wydostać, trafiał na grunt twardy jak skała i obijał sobie swój kreci ryjek.
Podczas, gdy Michał walczył z przeciwnościami z losu, jego przyjaciele zorganizowali akcję poszukiwawczą. Było to o tyle łatwiejsze, że śniegi i mrozy lekko ustąpiły, a słońce ogrzewało ziemię swoimi ciepłymi promieniami. Każde zwierzę, ptak, drzewo i roślina szukało Michała, ale niestety nikt nie wiedział, co się z nim stało, aż pewnego dnia zupełnym przypadkiem Michał wpadł na innego kreta:
- Jak chodzisz? Ślepy jesteś? – krzyknął nieznajomy.
- Przepraszam bardzo, nie zauważyłem Cię i tak w sumie to nie widzę za wiele.
- Hi, hi – zaśmiał się niepewnie – ja też nie mam sokolego wzroku. A tak w ogóle to jak masz na imię i skąd się tutaj wziąłeś, bo ja mieszkam w tej okolicy od bardzo dawna i nigdy Cię wcześniej nie widziałem.
- Mam na imię Michał i ..
- Michał??? – krzyknął z niedowierzaniem nieznajomy – naprawdę masz na imię Michał??? – powtarzał jak zaczarowany - a byłeś kiedyś człowiekiem?
- Tak byłem, ale zła wiedźma zmieniła mnie w kreta i nie mogę wydostać się na powierzchnię, bo za każdym razem trafiam na skałę.
- Ja mam na imię Leon i po prostu nie mogę uwierzyć, że to Ty! Jak się cieszę! Od trzech miesięcy wszyscy Cię szukamy, ale nikt nie wiedział, co się z Tobą dzieje. Wskakuj do mojego tunelu i chodź za mną, zaraz wyprowadzę Cię na powierzchnię i tam ze wszystkimi zastanowimy się, co dalej.
Michał nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Szybko zrobił, tak jak sugerował nowo poznany kolega i w napięciu podążał za nim ku powierzchni. Przypominał sobie bryzę orzeźwiającego powietrza na twarzy, ciepło promieni słonecznych i bliskość przyjaciół podczas wspólnej zabawy. Rozmarzony kroczył za Leonem, aż tu nagle mocne uderzenie w głowę nagle sprowadziło go na ziemię, a właściwie na nowo uwięziło pod ziemią, pozbawiając wszelkich złudzeń i nadziei na uwolnienie.
- Już na zawsze tutaj pozostanę – zapłakał biedaczek - będę kretem drążącym niekończące się podziemne korytarze i już nigdy nie zobaczę moich przyjaciół, nie przytulę ich, ani im nie pomogę, nie zaznam kąpieli, ani też nie pobiegam po łące. Cóż złego uczyniłem w moim życiu, że los tak okrutnie mnie karze?
Nagle jakiś okropny huk i wstrząs przerwał jego rozmyślania. Michał skulił się w kulkę i przestraszony czekał na to, co się teraz stanie. Wydawało mu się, że cała ziemia się rozpada, wszystko trzaskało i grzmiało, a on biedny, przerażony wyobrażał sobie najgorsze. Aż tu nagle ziemia się rozstąpiła i Michał ujrzał promienny uśmiech Leona, a tuż za nim wszystkie inne zwierzęta z lasu Iston.
Wydawało mu się, że śni, więc odruchowo zamknął oczy, bo nie chciał się budzić. Po kilku minutach je otworzył i znów ujrzał ten sam obraz, tyle tylko, że zamiast promiennych uśmiechów, na twarzach przyjaciół jawiło się lekkie zaniepokojenie.
- Michałku, czy wszystko w porządku? Jak się czujesz nasz kochany? – wszyscy pytali jeden przez drugiego.
- Zostawcie go w spokoju! – ostro wykrzyknął Leon – Biedactwo nie wie, co się dzieje. Gdybyście Wy spędzili trzy miesiące pod ziemia, nie widząc światła, ani nie czując świeżego powietrza, też bylibyście oszołomieni.
- Wszystko w porządku – wydusił z siebie Michał – ja tylko nie wiem, czy to, co się teraz dzieje jest prawdą…
- Ależ oczywiście, że tak! – wykrzyknęli wszyscy zgodnie.
- Tak się cieszę, że Was widzę!
Po tych słowach Michał uświadomił sobie, że znów widzi, że jego ciało wróciło do ludzkiej postaci, a zmysł słuchu i powonienia wrócił do normy. W jego głowie szumiały drzewa oraz zwierzęce rozmowy. I wtedy uświadomił sobie jeszcze jedna rzecz:
- Skoro znowu jestem człowiekiem dlaczego Was rozumiem? W ogóle jakim cudem udało mi się wydostać z podziemi i znów być człowiekiem? Jak to się stało? – zapytał nieśmiało Michał, bo nie był pewien, czy ktoś zrozumie jego ludzką mowę.
Jak się później okazało, Leon, któremu nie udało się wyprowadzić Michała na powierzchnię, ani też odnaleźć go w tunelach, zaalarmował całe królestwo zwierząt i roślin.
Wszyscy zgodnie pognali do chaty złej wiedźmy, która widząc nadciągającą katastrofę, ruszyła do ucieczki. Biegła przez łąki i pola, aż dotarła na skraj rzeki. Nie wiedząc, co ma uczynić próbowała rzucać swe uroki, ale strach tak ją sparaliżował, że zapomniała wszystkie zaklęcia. W desperacji rzuciła się w nurt rzeki, a wszyscy obserwowali jak jej czarna, poszarpana sukienka ginie w toni głębokiej wody. Po kilku minutach od jej zniknięcia słońce zaczęło przygrzewać jeszcze mocniej, a niektóre kamienie, rośliny i zwierzęta zaczęły przybierać ludzka postać. Ziemia zadrżała z radości, że okropna wiedźma już nigdy nie będzie nękać mieszkańców Luston. W ten sposób Michał odzyskał swą cielesność, ale nie tylko to. Jak się później okazało jego rodzice, którzy kilka lat wcześniej zaginęli w niewyjaśnionych okolicznościach, tak naprawdę zostali zamienieni przez złą wiedźmę w dwa stojące na skraju lasu drzewa. Teraz mogli wrócić do swojego domu i razem z Michałem znów tworzyć szczęśliwą rodzinę.
Od tamtego czasu nikt , nigdy nie słyszał o złej wiedźmie, ani o tak srogiej zimie, jaka od wielu lat gnębiła mieszkańców Luston.