Gwiezdny pył
Gwiezdny pył
W krainie tak odległej, że nawet nie mamy pojęcia o jej istnieniu, pewnego grudniowego dnia przyszedł na świat królewski potomek, lecz niestety tego samego dnia ciężko zachorował. Król i królowa Kajlandii byli zrozpaczeni i przywołali do siebie wiedźmę z pobliskiego lasu, aby pomogła im uleczyć syna. Wiedźma powiedziała, że niestety w tym momencie niewiele może dla niego zrobić, ale może wysłać go w lepsze miejsce. Królewska para nie chciała rozstawać się z synem, ale nie mogła patrzeć na jego cierpienie, więc zgodziła się na propozycję wiedźmy.
W tym samym czasie w domu Ziemów przyszły na świat bliźnięta: prześliczna dziewczynka i takiż sam chłopiec. Ogromne szczęście, ale też zdziwienie zagościło w ich gospodarstwie, albowiem od lat starali się o potomka i chociaż byli dość biedni, wierzyli, że godnie uda im się wychować swoje pociechy.
Dni mijały, śnieg stopniał, zwierzęta budziły się z zimowego snu, kwiaty i drzewa dumnie prezentowały swe pąki, a w domu Ziemów wszystko tak jakby na odwrót: zasłonięte zasłony, zamknięte okiennice, wieczny półmrok, a dym z komina tak gęsty, jakby mróz siarczysty na dworze szalał.
Ojciec wychodził do pracy o świcie, a wracał po zmroku, taszcząc ze sobą pełno drewna. Cały dzień ciężko pracował w tartaku i albo ta robota, albo jakieś wielkie zmartwienie sprawiło, iż w trzy miesiące znacznie się postarzał. Siwy i zgarbiony unikał ludzi, a kiedy ktoś pytał o dzieci, powoli podnosił głowę i patrzył takim wzrokiem, że aż ciarki człowieka przechodziły. W jego oczach było coś nie do opisania. Głęboki żal pomieszany z przerażeniem i niedowierzaniem. Była w nich niema prośba o pomoc. Czasem otwierał usta i widać było, że chciał coś powiedzieć, o coś zapytać, ale po chwili rezygnował, machał tylko ręką i odchodził. Matki nie widział nikt od czasu przyjścia bliźniąt na świat.
Cała wieś zastanawiała się, cóż dzieje się w domu Ziemów, ale nie było sposobu, żeby się dowiedzieć. Rodziły się za to coraz to nowe plotki: a to, że ich dzieci to jakieś potwory, albo że one umarły i matka pogrążona w smutku siedzi całymi dniami w domu, albo ze to właśnie matka umarła, a nawet, że ojciec w szale wszystkich pozabijał. Ale nikt oprócz Ziemów nie znał prawdy, a była ona taka:
W noc przyjścia bliźniąt na świat zaświeciła na niebie gwiazda. Z gwiazdy tej posypał się pył, który trafił wprost do komina Ziemów i wypadł na środek izby. Po chwili zerwał się wiatr i zakręcił pyłem, aż powstała z niego dziwna postać. Miała coś z człowieka i coś ze zwierzęcia, a unosiła się w powietrzu jak motyl. Wszyscy, nawet nowonarodzone dzieci, patrzyli jak zaczarowani, aż tu nagle coś gruchnęło i pył posypał się na kołyskę. Dzieci zaczęły płakać, matka biadolić, a ojciec padł na ziemię. Okiennice same się zamknęły, okna zasłoniły, a ogień w kominku buchnął, jakby oliwy do niego dolał.
Na fotelu obok kominka, nie wiadomo skąd, pojawiła się staruszka, która powoli rozejrzała się po izbie i wypowiedziała straszne słowa:
- Biedne dzieci, co się pod gwiezdnym pyłem urodziły: światło im ból sprawiać będzie i nawet w lecie marznąć będą. Nie wyjdą poza próg tego domu, bo może się to dla nich skończyć śmiercią.
Na te słowa, dzieci zaczęły płakać, a przy tym trząść się prze okrutnie. Matka skoczyła i dorzuciła drewien do pieca, a ojciec jakby sparaliżowany nie mógł ruszyć ani ręką, ani nogą. Wszyscy rozglądali się po izbie, lecz nikt nie zauważył, kiedy staruszka zniknęła…
W królestwie Kajlandii zapanował smutek. Wszyscy tak długo oczekiwali narodzin potomka rodziny królewskiej i nikomu nawet na myśl nie przychodziło, że coś niedobrego mogłoby się wydarzyć. Balony, wstęgi i wszelkie inne napisy zostały schowane do piwnic, a ludzie nawet nie byli w stanie się uśmiechać. Król pojawił się w oknie prosząc o wsparcie i modlitwę…
Królowa wciąż nie mogła wstać z łóżka. Wielokrotnie próbowała, ale za każdym razem upadała na podłogę. Nikt nie potrafił zrozumieć jej słabości, tak samo jak nikt nie potrafił zrozumieć, co się działo w domu Ziemów…
A dzieci Ziemów widząc światło dzienne zaczynały mrużyć oczy, a ich ręce i nogi stawały się przezroczyste. Jakikolwiek chłodny powiew powietrza powodował, że ich ciało zaczynało się kurczyć… Rodzice, mając w pamięci słowa staruszki, starali się chronić swoje dzieci przed światłem dziennym, jak również zapewnić im ciepło. Tak minął rok, dwa, trzy…
W piąte urodziny dzieci zdarzył się kolejny cud! Z paleniska wyskoczyły żarzące się drewna i ukazały obraz pięknego królestwa. Ojciec z matką usiedli w swych fotelach jak zaczarowani. Dzieci podeszły do paleniska i wyjęły po jednym drewnie. Ogień nie palił ich rąk, a wręcz przeciwnie, sprawiało im to przyjemność . Zaczęły się bawić rozżarzonymi węglami, a rodzice nie mogli wyjść z podziwu dlaczego ich dzieci nie czują żadnego bólu.
W tym samym czasie, w królestwie Kajlandii, ciężko chora królowa nagle stanęła na nogi. Tego dnia usłyszała jakiś wewnętrzny głos, który kazał jej wstać z łóżka i ruszyć przed siebie. Nikt nie miał pojęcia jaka magiczna siła uzdrowiła królową. Ona sama nie myślała wtedy o tym, po prostu wiedziała, że musi jechać przed siebie.
Król i cała świta nie zadawali żadnych pytań, chociaż w ich głowach pojawiła się myśl, że królowa oszalała. Mechanicznie wykonywali jednak rozkazy władczyni. W niespełna godzinę cały orszak był gotowy do drogi: karoca, zapasy jedzenia i ogromne ilości złota.
Najdziwniejszym życzeniem królowej było uszycie królewskich szat dla pięciolatka!
– Może królowa jedzie wyprawić swemu synowi pogrzeb?- cicho szeptali poddani.
- Albo chce adoptować kogoś w wieku jej zmarłego dziecka? – dodawali inni.
Król, który od czasu nieszczęsnej nocy nie mógł spać ani jeść, cieszył się, że jego żona podjęła jakiekolwiek działania. Nieważne, że kompletnie szalone. Dla niego liczyło się tylko to, że wstała z łóżka i jak niegdyś zarażała wszystkich swoją niesamowitą energią.
Orszak wyruszył… Mijały dni, tygodnie, miesiące a oni wciąż jechali. Królowa niewiele mówiła, wskazywała jedynie drogę i cicho szeptała:
- Już niedługo mój syneczku. Odnajdę Cię. Poczekaj jeszcze chwileczkę… Już niedługo…
Wydawało się, że królowa oszalała i kiedy już wszyscy zwątpili w sens jej wyprawy, pewnej nocy iskry z palącego się ogniska ułożyły niesamowity obraz… Była na nim mała chatka z zamkniętymi okiennicami i dymiącym kominem. Pod spodem pojawiło się coś na kształt mapy…
Cały orszak pospiesznie ruszył w drogę. Po kilku dniach dotarli na miejsce. Ich oczom ukazała się chatka z ognistego obrazu. Wszyscy stanęli jak wryci nie wiedząc, co począć. Królowa jako jedyna zachowała zdrowy rozsądek i pospiesznie ruszyła ku drzwiom. Zapukała, lecz nikt nie otwierał. Próbowała zajrzeć przez okno, ale wszystkie były szczelnie zabezpieczone.
W końcu jakaś kobieta lekko uchyliła drzwi i wychyliła nieśmiało głowę:
- Wielmożne Państwo chyba pomylili domy. My nie czekamy na nikogo…
Królowa padła na kolana i zaczęła całować kobietę po stopach, szlochając wypowiedziała takie słowa:
- Wspaniała matko, która poświęciłaś wszystko dla dobra swojego i mojego dziecka. Tyś przez tyle lat cierpiała nie mogąc zaznać radości macierzyństwa! Niech Ci będzie wynagrodzone po stokroć.
Na te słowa wszystkie okiennice otworzyły się na rozcież, a ogień w kominku zgasł. Ojciec, który właśnie wracał z pracy odmłodniał w jednej sekundzie, a matka radośnie się uśmiechnęła.
Po chwili dwójka dzieciaków wybiegła z chaty: cudowna dziewczynka i takiż sam chłopiec, a nad nimi tańczył złoty pył. Wszyscy stali jak zaczarowani, czekając na to, co się teraz stanie. Z pyłu wyłoniła się nieziemska istota, która rzekła:
- Niech będą błogosławieni i nagrodzeni Ci, którzy potrafią cierpliwie czekać. Jak widać w miłości jest siła. Ten, kto w milczeniu i pokorze potrafi znieść wszelkie niedogodności losu, będzie nagrodzony. Jednej matce dziecko zabrano, dla drugiej stało się ono przekleństwem. Obie zniosły to z godnością, a ojcowie bez słowa wyrzutu je wspierali. Niechaj teraz wszystko wróci do normalności.
Po tych słowach postać zniknęła, a my możemy sobie wyobrazić, co się stało potem…
Królewski syn wrócił wraz z rodzicami do Kajlandii, a Ziemowie wraz ze swoją córka już nigdy nie odczuli biedy.
Dodaj komentarz